5 albumów, które dał mi Anthony Fantano i dlaczego już go nie oglądam.

Antony Fantano prowadzi kanał na youtube o nazwie theneedledrop. Jest to kanał poświęcony krytyce muzycznej. Anthony przez lata wyrobił sobie duży szacunek wśród słuchaczy. Podchodzi do sprawy merytorycznie, uwzględnia zaangażowanie twórcy, bogactwo dźwięku, teksty, to w jakie stany wprowadza go muzyka i czy w ogóle jest w stanie kupić zaprezentowany przez artystę, bądź zespół - świat. Nie skłamię mówiąc, że poszerzył mi  horyzonty i zbił wszelkie uprzedzenia co do wielu gatunków. Dzięki jego materiałom, poznałem szereg aktualnie bliskich memu sercu albumów, z których pięć przedstawię w pierwszym na tym blogu poście. Następnie przybliżę wam trochę jak       działa na mnie jego format opisywania muzyki i dlaczego był dla mnie toksyczny. 



1. Godspeed You! Black Emperor - 'Allelujah! Don't Bend! Ascend! (2012)

Można by rzec, że to soundtrack mojego okresu dojrzewania. Bunt przeciwko schematom - to odkryłem w sobie, jeżdżąc codziennie na samotne tripy rowerowe z muzyką eksperymentalną na słuchawkach. Tak, zdecydowanie GY!BE to moje osobiste wprowadzenie do ambientu i postrock'a. Dzięki temu albumowi zacząłem oceniać dźwięk nie tylko w kategoriach melodii, czy harmonii ale również pod kątem tekstury. Ten Kanadyjski zespół wprowadza mnie w postapokaliptyczny świat. Z jakiegoś powodu tak sobie skojarzyłem ten klimat. I przez to myślałem długo, że o to właśnie chodzi w tym całym postrocku...
Album składa się z 4 utworów i trwa około 50 minut. Poszczególne utwory zabierają słuchacza w podróż między  warstwami nagrań perkusjonalii przerywanych rozmowami, przez dynamiczną ścieżką filmową aż po rozciągnięte drony. Wszystko to ma na celu zbudowanie pewnej przestrzeni. Ciężko mi określić gdzie się znajduję, ale czuję natężenie. Bardzo przyjemne. Godspeed są w stanie  wywołać we mnie napięcie, skupienie i spokój w jednym. Gwarantują immersję w świat pełen tajemnic. I strachu przed jutrem. I uwielbiam lirę korbową...







2. Carseat Headrest - Teens Of Denial (2016)


You have no right to be depressed - jedna z pierwszych linijek tekstu piosenki otwierającej krążek. Główny wokalista porusza temat depresji dość często, gdyż sam się z nią zmaga. Zawsze nastrój tego typu stanów przypisałbym bardziej do np. ostatnich tworów Earla Sweatshirt'a. Tutaj natomiast jest o wiele więcej energii, a dzięki humorystyce i autoironii w tekstach Willa Toledo jestem w stanie jeszcze bardziej przyswoić temat. Nigdy nie czuję się tak adekwatnie w skórze młodego człowieka naszych czasów jak wtedy, gdy słucham tego zespołu. Mimo słabego doświadczenia z indie rockiem, które ogranicza się do The Lumineers, jestem w stanie powiedzieć że Teens Of Denial opisuje mój aktualny stan ducha, sprawia, że czuję się dobrze tu gdzie jestem. Z wątpliwościami, niepokojem, załamaniami, złymi decyzjami i imprezami, na których nie chciałem skończyć. Jeśli potrzebujesz zastrzyku młodzieńczej energii, sprawdzaj.








3. Daniel Avery - Drone Logic (2013)


Zapętlona surowizn
Nie od zawsze byłem fanem acidowych dźwięków, dlatego wiele czasu musiałem  poświęcić temu albumowi, aby wreszcie się do niego przekonać. Mimo, że podejściem przynosi na myśl Aphexa, to styl ten jest bardziej szorstki, jakoś nadal w swoim minimalizmie oderwany od współczesnej acid-pokrewnej elektroniki. Za tym zapewne stoi duża ilość użytej saturacji i po prostu zmieniającej się barwy z pozostającym na tych samych torach schematem rytmicznym. Krótko mówiąc, Avery nie uraczy was epickimi build-upami. Co nie znaczy, że nie wprowadzi was w ruch. Wstawki wokalne (Jump...Water Jump lub Noise flies high...No one there to see it) dodają tylko więcej chłodu. Jeżeli ten dźwięk wyda się wam interesujący, polecam zapoznać się z klasycznym Aphex Twin lub Jonem Hopkinsem.







4. Sampha - Process (2017)



Samphę kojarzyłem tylko z występów gościnnych u Drake'a i zawsze jego głos rodził we mnie pytanie: Dlaczego ten gość nie ma jeszcze swojego albumu? I oto debiut. Gdyby nie wysoka nota Fantano, pewnie nie zabrałbym się za to tak szybko. Osobiście, tempo większości utworów oraz emocjonalna dawka jaka przebija się do moich uszu poprzez jego wokale, sprawiają że jeśli chodzi o współczesne R&B to Frank spada na drugie miejsce. Energia Proccess rezonuje ze mną znacznie bardziej. Minimalizm w melodiach i znaczne przebijanie się bębnów z wokalami pozwala mi zanurzyć się oraz usiąść bliżej jego procesów myślowych. Właściwie ten album to kolejne miksowe top jeśli chodzi o kreatywność. Jestem ogromnym fanem takich poszerzających wokale zabiegów, jakich wyniki występują w tracku (No One Knows Me) Like the Piano, który z resztą odblokował we mnie takie uczucie  tęsknoty za domem, jakiego nigdy wcześniej nie zaznałem. Polecam, jeśli chcecie trochę się porozklejać, ale również podbić dobrą                                                                                             energią.






5. KIDS SEE GHOSTS - KIDS SEE GHOSTS (2018)

-I co, słuchałeś? 
-Nooo...będzie czerwona koszula¹ jak nic.
-Też tak myślę, chyba najgorsze co Kanye zrobił...mega to dziwne.


Tak wyglądała moja rozmowa z kumplem po pierwszym odsłuchu KIDS SEE GHOSTS, czyli duetu Kanye West & Kid Cudi - dwójki moich idoli. Autentycznie nie wiedziałem co się dzieje. Co to ma właściwie być? A potem Anthony Fantano ocenił ten album na 10/10. To był pierwszy raz, kiedy ja wydałem werdykt tak niski względem szanowanego krytyka. Zazwyczaj było odwrotnie. W tamtym momencie postanowiłem z kolegą, że trochę się zmusimy do jeszcze kilku przesłuchań. I za każdym razem utwory zaczęły się coraz bardziej kreować w mojej głowie. To było jak wchodzenie człowieka plemiennego do cywilizacji - od Ct wgl ma być lol... do To ma sens!. Zacząłem tak mielić ten krążek, że do teraz stoi w czołówce słuchanych, dałem nawet jednemu ziomkowi winylową wersję, a numer Reborn tak do mnie przemówił, że postanowiłem sobie te słowo wytatuować na nodze. A, no i okładkę mam na tapecie komputera. To był ten moment, kiedy można było wysnuć jakąś zasadę. Na przykład - Jeśli coś brzmi dziwnie, przesłuchaj to kilka razy - to może być przełom. O samej muzyce powiem tyle: Jeśli chcecie zobaczyć mistrzostwo samplowania (a samplują tam również Cobaina) to obczajcie to, bo warto. Ponadto, jest to jedno z niewielu tak rewolucyjnie brzmiących albumów hip-hopowych, jakie dane mi było słuchać.

[1] - Anthony często zakłada czerwoną, flanelową koszulę w kratę do filmiku, w którym daje albumowi niską ocenę.


Fantano ma ciężki dla mnie charakter. Z jednej strony potrafi nagrodzić przychylnymi słowami twory i starania, które docenia. Z drugiej strony ma na tyle ostry język, że potrafi zmieszać z błotem w bardzo, ale to bardzo kreatywny sposób. Potwierdzają to odzewy samych artystów, czasami urażonych opinią z theneedledrop. Patrząc wstecz, cieszę się że miałem sprawdzone źródło odkrywcze, nowych, nietuzinkowych muzyków i ich dzieł. Mój mózg jest jednak zbyt podatny na sugestie i wystarczy jeden gość, z ostrą krytyką na temat tego, co lubię (bądź tego, co robię) i cała moja wiara upada. Z jednej strony super - zawsze mogę poddać wątpieniu swój światopogląd. Jestem za to wdzięczny. Z drugiej strony - Lubisz My Beautiful Dark Twisted Fantasy, ale Fantano dał mu 6/10, więc może nie jest tak dobry, jak myślałeś.  No i właśnie.

"Y'all know this is just my opinion, right?" - to końcówka opisu każdej recenzji publikowanej przez TND. Jestem w pełni tego świadom. Ale jego oceny tak mocno pieczętują się we mnie, że znam na pamięć rating większości słuchanych przeze mnie albumów. Wiem też, że gdyby nie Fantano to może nie dałbym drugiej szansy Westowi i Cudiemu.  Chodzi o ten cały subiektywizm w sztuce. Uczę się tego zarówno jako świadomy słuchacz, jak i artysta. Oczywiście, że wszystko jest subiektywnie odbierane. Ale inni ludzie mogą formować poglądy, szczególnie swoją charyzmą. Chcąc lub nie chcąc. Nigdy bym też za to nie winił krytyka, bo musiałbym też winić ludzi, którzy dają się programować. Anthony Fantano jest świetny, obeznany w muzyce milion razy bardziej niż ja i ty. Ale muszę się z nim rozstać, z tego chociażby właśnie względu, że jego opinia jest tak mocno ugruntowana, że formułuje moje gusta. A one nie muszą wynikać z wiedzy o muzyce, obycia czy talentu. Cieszę się, że mogę postrzegać świat i lubić muzykę w taki sposób, w jaki życie MNIE ukształtowało. Na pewno rękę do tego przyłożył theneedledrop, ale czas odciąć pępowinę i na nowo przeżywać odkrycia muzyczne. Temu też, między innymi, poświęcam tego bloga. Dlatego czas na dowidzenia. I na nowy start.



Dzięki Anthony, żegnaj Anthony,


Gościu



Komentarze